Cześć Wszystkim!:)
W końcu udało mi się przygotować post z makijażem inspirowanym. Przyznaję, że...nie było łatwo. Złośliwość losu i rzeczy martwych dała mi się we znaki jak nigdy;) Problemy ze sprzętem, brak odpowiedniego oświetlenia, nieudane zdjęcia a na koniec awaria internetu:\ Ale...już jest! Moja próba wykonania makijażu inspirowanego losem jednej z bohaterek książki "Upadłe Damy II Rzeczpospolitej" autorstwa Kamila Janickiego.
Bezwzględne,
zdecydowane i zabójczo niebezpieczne
Największe
zbrodniarki II Rzeczpospolitej!
Księżniczka Zyta zamordowała swojego narzeczonego z zimną
krwią, po czym zamknęła się w łazience, aby wziąć kąpiel. Niezaspokojona
nimfomanka czy zdradzana kobieta na skraju załamania nerwowego?
Korzystał Pan z usług
mojego ciała, dochowałam tajemnicy przed żoną i ludźmi, a teraz jestem w
niedostatku… Takich listów do zupełnie obcych mężczyzn znudzona milionerka
wysłała kilkadziesiąt. Ku jej zdumieniu wkrótce zaczęły do niej spływać
pieniądze. Duże pieniądze. Wpadła, gdy szantażowi nie uległ powszechnie
szanowany ksiądz kanonik…
Eksluzywny dom schadzek z nastoletnimi dziewczynkami był
ulubionym miejscem spotkań poznańskich elit. Nikt nie spodziewał się, że mroczny
interes prowadzi skromna matka dwójki dzieci. Najbardziej zaskoczony był
oczywiście jej mąż.
Życie arystokracji II Rzeczpospolitej pełne było frazesów o
moralności. Rzeczywistość zupełnie inna. Hipokryzja, skandale i najniższe
instynkty. A upadłe damy postanowiły z tego skorzystać.
BESTSELLEROWA SERIA „PRAWDZIWE
HISTORIE”!
KILKASET TYSIĘCY SPRZEDANYCH
EGZEMPLARZY!
Nie będę ukrywać, że książkę tę czyta się jednym tchem. To prawdziwa gratka dla miłośników kryminalnych historii, zwłaszcza tych opartych na prawdziwych wydarzeniach. Swój egzemplarz dostałam w ramach prezentu z okazji spotkania podkarpackich blogerek, które odbędzie się niebawem w Przemyślu (jupiiii!). Każda z uczestniczek tego spotkania zobowiązała się stworzyć makijaż inspirowany jedną z bohaterek książki. Fragmenty wylosowała dla nas Ewa z bloga
Malinowy świat , którą serdecznie pozdrawiam:)
Moja postać to Maria Zajdlowa - wyjątkowo bezwzględna, przebiegła i zarazem intrygująca kobieta. Czytając jej historię nie mogłam wyzbyć się skojarzeń ze sprawą pewnej znanej w całej Polsce współczesnej dzieciobójczyni... Opis wyglądu samej postaci nie jest zbyt bogaty, dlatego w skupiłam się bardziej na samych latach XX minionego wieku i obowiązujących w tym czasie trendach makijażowych.
Fragment o morderczyni małej Zosi:
"Komendant
Policji Państwowej na miasto Łódź, inspektor AnatoliuszElzesser-Niedzielski był
– przynajmniej we własnej opinii – doskonałym funkcjonariuszem. Był nim,
ponieważ dobrze wiedział, co w tej pracy jest najważniejsze. Wyniki. I to nie
te mierzone samą ilością zamkniętych spraw, ale przede wszystkim ich jakością.
Pan inspektor nauczył się przez lata, że nie wystarczy odsyłać do sądu akt
pospolitych zabójców i rabusiów, by zapracować na poklask przełożonych. W
mieście, w którym gazety drukowały codzienne rubryki poświęcone morderstwom i
samobójstwom popełnianym Z nędzy i głodu,
trzeba było polować na prawdziwe sensacje. Na wielkie sprawy, które przyciągną
uwagę mediów i ratusza, a może nawet szefostwa w samej stolicy.
30
stycznia 1938 roku został w pracy do późna, nadrabiając zaległości w
dokumentach. Około dziewiętnastej, gdy już miał wychodzić do domu, rozległ się
dzwonek aparatu telefonicznego. Kto do kroćset o tej porze? I to w niedzielę? –
mógł pomyśleć znany z ciętego języka komendant. Sięgnął po słuchawkę. Po
drugiej stronie odezwał się głos oficera dyżurnego komendy. Dzwonił, by
zreferować zawiadomienie, które właśnie złożono na posterunku. Przed trzema
dniami zaginęła dwunastoletnia dziewczynka, a teraz matka otrzymała list od
porywaczy, w którym i jej, i dziecku zagrozili śmiercią.
AnatoliuszElzesser-Niedzielski
momentalnie poczuł, że to właśnie sensacja, na którą czekał. Od czasu, gdy w
1932 roku w Stanach Zjednoczonych zaginęło dziecko znanego lotnika Charlesa
Lindbergha, a parę miesięcy później w Warszawie uprowadzono czteroletnią Patsy,
córkę konsula Stanów Zjednoczonych, temat porwań zawładnął wyobraźnią Polaków.
Żadna sprawa nie mogła liczyć na tak wielkie zainteresowanie, jak pogoń za
kidnaperami i handlarzami żywym towarem.
–
Przyślijcie ją natychmiast do mnie. Zajmę
się tym osobiście – rzucił do słuchawki.
Jak
powiedział, tak zrobił. Matka porwanej dziewczynki okazała się niewysoką
brunetką o nieco zbyt okrągłej twarzy. Wyglądała bardzo młodo. Aż trudno było
uwierzyć, że ma nastoletnie dziecko. Nie była ani szczególnie brzydka, ani
wyjątkowo piękna. Ot, przeciętna kobieta z robotniczej rodziny, choć zadbana i
w stroju nieco ponad stan. Maria Zajdel, dwadzieścia dziewięć lat, wdowa, z
wykształcenia tkaczka. Zamieszkała na Bałutach przy ulicy Szopena 49 –
komendant wyczytał z protokołu.
–
Proszę usiąść i opowiedzieć wszystko od
początku. Zrobimy, co w naszej mocy, żeby Pani pomóc – mówi do postaci
stojącej niepewnie pod drzwiami.
Kobieta
chyba nie spodziewała się, że jej sprawą zajmie się sam szef policji. Komendant
taksuje ją wzrokiem, zatrzymując się na moment na twarzy. Oczy lekko wilgotne,
ale nie zapuchnięte. Nie widać śladów po płaczu. Dopiero teraz zaczyna szlochać
.
Jej
córeczka, Zosia, ma dwanaście lat, uczęszcza do piątej klasy szkoły
powszechnej. W czwartek, czyli 27 stycznia, wyszła rano na lekcje i wróciła
między trzynastą a czternastą. Zjadła obiad, a po obiedzie miała się zabrać za
odrabianie zadań domowych. Wtedy matka udała się do sławojki stojącej na
podwórzu. Wróciła po jakichś dziesięciu minutach. Mieszkanie było puste. Zosia
zniknęła, podobnie jak jej palto. W
pierwszej chwili nieobecność córki zaniepokoiła ją, jednak przeszła nad tym do
porządku, przypuszczając, że Zosia udała się do swej koleżanki, mieszkającej w
tym samym domu lub do swej babki – będzie później opowiadał komendant
Elzesser-Niedzielski .
Zosia
jednak nie wracała. Wieczorem matka była już nie na żarty przejęta i zaczęła
jej szukać po okolicy. Nikt wszakże nie widział dziewczynki ani o czternastej,
ani wcześniej. Zmęczona i przestraszona Zajdlowa postanowiła zaprosić do siebie
na noc koleżankę, właścicielkę sklepu mięsnego Wiktorię Stefaniak. Nazajutrz
nie kontynuowała już poszukiwań, bo – jak sama stwierdziła – nie miała bladego
pojęcia, gdzie pytać o Zosię. Zresztą Stefaniakowa powiedziała jej, że w tej dzielnicy zaginęła dziewczynka, która
po trzech dniach sama powróciła do domu i że niewątpliwie Zosia również powróci
. Zapewnienia koleżanki na nic się jednak zdały, bo wieczorem po Zosi nadal nie
było śladu. Wtedy zrozpaczona matka udała się na komisariat policji i złożyła
pierwsze zawiadomienie.
Zbyt
wcześnie było, by wszczynać szeroko zakrojone poszukiwania. Podobne przypadki
nie należały przecież do rzadkości, a dzieci najczęściej rzeczywiście same
wracały do domów. Niewykluczone, że bez kolejnych dowodów sprawa zginęłaby w gąszczu
innych meldunków i funkcjonariusze – nie narzekający bynajmniej na brak pracy –
zupełnie by ją pominęli. Nie dopuściła do tego jednak sama Maria Zajdlowa. W
sobotę otrzymała od listonosza kopertę z krótką, odręczną wiadomością, którą
dzień później zaniosła na policję . W anonimowym liście:
Jacyś nieznani autorzy donosili
Zajdlowej, że nigdy już nie zobaczy swej córki i radzili, aby miała się na
baczności, bowiem czeka ją taki sam tragiczny los, jaki spotkał córkę (...).
Autorzy anonimu pisali, że to, co spotkało Zajdlównę, stanowi zemstę
pokrzywdzonych przez jej ojca, od których zmarły szofer pożyczył pieniądze i
ich nie zwrócił .
Z
listu można było domniemywać, że dziecko zostało już zamordowane, jednak
komendant z miejsca odrzucił taką interpretację. Po co porywacze w ogóle
wysyłaliby anonim z uzasadnieniem swojego czynu, gdyby nie chcieli odzyskać
pożyczonych pieniędzy? To wyglądało jak nic na próbę wymuszenia okupu. Zresztą
sama wzmianka o niegdysiejszej pożyczce także budziła wątpliwości. Szybko
okazało się, że mąż Zajdlowej, Leonard, zmarł na gruźlicę już przed ośmioma
laty. Krwawa zemsta po tak długim czasie nie miałaby żadnego sensu. Z drugiej
strony w ostatnich tygodniach w Łodzi zaginęły dwie inne dziewczynki i
Elzesser-Niedzielski czuł, że ma do czynienia z bezwzględną, dobrze
zorganizowaną bandą porywaczy. Nie było czasu do stracenia [...]."
I na koniec...mój makijaż inspirowany latami dwudziestymi i postacią Marii Zajdlowej.
(Proszę o wyrozumiałość, wizażystka ze mnie żadna i nigdy nie wstawiałam zdjęć swoich makijaży więc mam lekki stresik;)
Ta daaaaam! :D
pozdrawiam Was cieplutko
Kreska:*