czwartek, 5 grudnia 2013

Maria Zajdlowa - "Zabójczyni małej Zosi"



Cześć Wszystkim!:)
W końcu udało mi się przygotować post z makijażem inspirowanym. Przyznaję, że...nie było łatwo. Złośliwość losu i rzeczy martwych dała mi się we znaki jak nigdy;) Problemy ze sprzętem, brak odpowiedniego oświetlenia, nieudane zdjęcia a na koniec awaria internetu:\ Ale...już jest! Moja próba wykonania makijażu inspirowanego losem jednej z bohaterek książki "Upadłe Damy II Rzeczpospolitej" autorstwa Kamila Janickiego.



Bezwzględne, zdecydowane i zabójczo niebezpieczne
Największe zbrodniarki II Rzeczpospolitej!

Księżniczka Zyta zamordowała swojego narzeczonego z zimną krwią, po czym zamknęła się w łazience, aby wziąć kąpiel. Niezaspokojona nimfomanka czy zdradzana kobieta na skraju załamania nerwowego?

Korzystał Pan z usług mojego ciała, dochowałam tajemnicy przed żoną i ludźmi, a teraz jestem w niedostatku… Takich listów do zupełnie obcych mężczyzn znudzona milionerka wysłała kilkadziesiąt. Ku jej zdumieniu wkrótce zaczęły do niej spływać pieniądze. Duże pieniądze. Wpadła, gdy szantażowi nie uległ powszechnie szanowany ksiądz kanonik…

Eksluzywny dom schadzek z nastoletnimi dziewczynkami był ulubionym miejscem spotkań poznańskich elit. Nikt nie spodziewał się, że mroczny interes prowadzi skromna matka dwójki dzieci. Najbardziej zaskoczony był oczywiście jej mąż.

Życie arystokracji II Rzeczpospolitej pełne było frazesów o moralności. Rzeczywistość zupełnie inna. Hipokryzja, skandale i najniższe instynkty. A upadłe damy postanowiły z tego skorzystać.


BESTSELLEROWA SERIA „PRAWDZIWE HISTORIE”!

KILKASET TYSIĘCY SPRZEDANYCH EGZEMPLARZY!




Nie będę ukrywać, że książkę tę czyta się jednym tchem. To prawdziwa gratka dla miłośników kryminalnych historii, zwłaszcza tych opartych na prawdziwych wydarzeniach. Swój egzemplarz dostałam w ramach prezentu z okazji spotkania podkarpackich blogerek, które odbędzie się niebawem w Przemyślu (jupiiii!). Każda z uczestniczek tego spotkania zobowiązała się stworzyć makijaż inspirowany jedną z bohaterek książki. Fragmenty wylosowała dla nas Ewa z bloga Malinowy świat , którą serdecznie pozdrawiam:)
Moja postać to Maria Zajdlowa - wyjątkowo bezwzględna, przebiegła i zarazem intrygująca kobieta. Czytając jej historię nie mogłam wyzbyć się skojarzeń ze sprawą pewnej znanej w całej Polsce współczesnej dzieciobójczyni... Opis wyglądu samej postaci nie jest zbyt bogaty, dlatego w skupiłam się bardziej na samych latach XX minionego wieku i obowiązujących w tym czasie trendach makijażowych.

Fragment o morderczyni małej Zosi:

"Komendant Policji Państwowej na miasto Łódź, inspektor AnatoliuszElzesser-Niedzielski był – przynajmniej we własnej opinii – doskonałym funkcjonariuszem. Był nim, ponieważ dobrze wiedział, co w tej pracy jest najważniejsze. Wyniki. I to nie te mierzone samą ilością zamkniętych spraw, ale przede wszystkim ich jakością. Pan inspektor nauczył się przez lata, że nie wystarczy odsyłać do sądu akt pospolitych zabójców i rabusiów, by zapracować na poklask przełożonych. W mieście, w którym gazety drukowały codzienne rubryki poświęcone morderstwom i samobójstwom popełnianym Z nędzy i głodu, trzeba było polować na prawdziwe sensacje. Na wielkie sprawy, które przyciągną uwagę mediów i ratusza, a może nawet szefostwa w samej stolicy.
30 stycznia 1938 roku został w pracy do późna, nadrabiając zaległości w dokumentach. Około dziewiętnastej, gdy już miał wychodzić do domu, rozległ się dzwonek aparatu telefonicznego. Kto do kroćset o tej porze? I to w niedzielę? – mógł pomyśleć znany z ciętego języka komendant. Sięgnął po słuchawkę. Po drugiej stronie odezwał się głos oficera dyżurnego komendy. Dzwonił, by zreferować zawiadomienie, które właśnie złożono na posterunku. Przed trzema dniami zaginęła dwunastoletnia dziewczynka, a teraz matka otrzymała list od porywaczy, w którym i jej, i dziecku zagrozili śmiercią.
AnatoliuszElzesser-Niedzielski momentalnie poczuł, że to właśnie sensacja, na którą czekał. Od czasu, gdy w 1932 roku w Stanach Zjednoczonych zaginęło dziecko znanego lotnika Charlesa Lindbergha, a parę miesięcy później w Warszawie uprowadzono czteroletnią Patsy, córkę konsula Stanów Zjednoczonych, temat porwań zawładnął wyobraźnią Polaków. Żadna sprawa nie mogła liczyć na tak wielkie zainteresowanie, jak pogoń za kidnaperami i handlarzami żywym towarem.
Przyślijcie ją natychmiast do mnie. Zajmę się tym osobiście – rzucił do słuchawki.
Jak powiedział, tak zrobił. Matka porwanej dziewczynki okazała się niewysoką brunetką o nieco zbyt okrągłej twarzy. Wyglądała bardzo młodo. Aż trudno było uwierzyć, że ma nastoletnie dziecko. Nie była ani szczególnie brzydka, ani wyjątkowo piękna. Ot, przeciętna kobieta z robotniczej rodziny, choć zadbana i w stroju nieco ponad stan. Maria Zajdel, dwadzieścia dziewięć lat, wdowa, z wykształcenia tkaczka. Zamieszkała na Bałutach przy ulicy Szopena 49 – komendant wyczytał z protokołu.
Proszę usiąść i opowiedzieć wszystko od początku. Zrobimy, co w naszej mocy, żeby Pani pomóc – mówi do postaci stojącej niepewnie pod drzwiami.
Kobieta chyba nie spodziewała się, że jej sprawą zajmie się sam szef policji. Komendant taksuje ją wzrokiem, zatrzymując się na moment na twarzy. Oczy lekko wilgotne, ale nie zapuchnięte. Nie widać śladów po płaczu. Dopiero teraz zaczyna szlochać .
Jej córeczka, Zosia, ma dwanaście lat, uczęszcza do piątej klasy szkoły powszechnej. W czwartek, czyli 27 stycznia, wyszła rano na lekcje i wróciła między trzynastą a czternastą. Zjadła obiad, a po obiedzie miała się zabrać za odrabianie zadań domowych. Wtedy matka udała się do sławojki stojącej na podwórzu. Wróciła po jakichś dziesięciu minutach. Mieszkanie było puste. Zosia zniknęła, podobnie jak jej palto. W pierwszej chwili nieobecność córki zaniepokoiła ją, jednak przeszła nad tym do porządku, przypuszczając, że Zosia udała się do swej koleżanki, mieszkającej w tym samym domu lub do swej babki – będzie później opowiadał komendant Elzesser-Niedzielski .
Zosia jednak nie wracała. Wieczorem matka była już nie na żarty przejęta i zaczęła jej szukać po okolicy. Nikt wszakże nie widział dziewczynki ani o czternastej, ani wcześniej. Zmęczona i przestraszona Zajdlowa postanowiła zaprosić do siebie na noc koleżankę, właścicielkę sklepu mięsnego Wiktorię Stefaniak. Nazajutrz nie kontynuowała już poszukiwań, bo – jak sama stwierdziła – nie miała bladego pojęcia, gdzie pytać o Zosię. Zresztą Stefaniakowa powiedziała jej, że w tej dzielnicy zaginęła dziewczynka, która po trzech dniach sama powróciła do domu i że niewątpliwie Zosia również powróci . Zapewnienia koleżanki na nic się jednak zdały, bo wieczorem po Zosi nadal nie było śladu. Wtedy zrozpaczona matka udała się na komisariat policji i złożyła pierwsze zawiadomienie.
Zbyt wcześnie było, by wszczynać szeroko zakrojone poszukiwania. Podobne przypadki nie należały przecież do rzadkości, a dzieci najczęściej rzeczywiście same wracały do domów. Niewykluczone, że bez kolejnych dowodów sprawa zginęłaby w gąszczu innych meldunków i funkcjonariusze – nie narzekający bynajmniej na brak pracy – zupełnie by ją pominęli. Nie dopuściła do tego jednak sama Maria Zajdlowa. W sobotę otrzymała od listonosza kopertę z krótką, odręczną wiadomością, którą dzień później zaniosła na policję . W anonimowym liście:
Jacyś nieznani autorzy donosili Zajdlowej, że nigdy już nie zobaczy swej córki i radzili, aby miała się na baczności, bowiem czeka ją taki sam tragiczny los, jaki spotkał córkę (...). Autorzy anonimu pisali, że to, co spotkało Zajdlównę, stanowi zemstę pokrzywdzonych przez jej ojca, od których zmarły szofer pożyczył pieniądze i ich nie zwrócił .

Z listu można było domniemywać, że dziecko zostało już zamordowane, jednak komendant z miejsca odrzucił taką interpretację. Po co porywacze w ogóle wysyłaliby anonim z uzasadnieniem swojego czynu, gdyby nie chcieli odzyskać pożyczonych pieniędzy? To wyglądało jak nic na próbę wymuszenia okupu. Zresztą sama wzmianka o niegdysiejszej pożyczce także budziła wątpliwości. Szybko okazało się, że mąż Zajdlowej, Leonard, zmarł na gruźlicę już przed ośmioma laty. Krwawa zemsta po tak długim czasie nie miałaby żadnego sensu. Z drugiej strony w ostatnich tygodniach w Łodzi zaginęły dwie inne dziewczynki i Elzesser-Niedzielski czuł, że ma do czynienia z bezwzględną, dobrze zorganizowaną bandą porywaczy. Nie było czasu do stracenia [...]."

I na koniec...mój makijaż inspirowany latami dwudziestymi i postacią Marii Zajdlowej.
(Proszę o wyrozumiałość, wizażystka ze mnie żadna i nigdy nie wstawiałam zdjęć swoich makijaży więc mam lekki stresik;)

Ta daaaaam! :D



pozdrawiam Was cieplutko
Kreska:*

8 komentarzy:

  1. W pierwszej chwili myślałam, że to zdjęcie z książki. Bardzo ładny makijaż i do tego prosta fryzura - cudo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo udana stylizacja! Pasuje do Ciebie taki makijaż ;))
    treepsy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby to był konkurs ... to dla mnie wygrałaś ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. wyglądasz fenomenalnie :)

    u mnie teraz jest Mikołajkowy konkurs ze świetną nagrodą - może się skusisz :)

    http://mybeautyjoy.blogspot.co.uk/2013/12/10000-rozdaniekonkurs-nr2.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki mocno zarysowanym brwiom świetnie oddałaś charakter tamtych czasów:)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za komentarz