Cześć Wszystkim! :)
Moje uwielbienie dla produktów do pielęgnacji ust zakrawa już o obsesję:) Po zeszłorocznej walce z wiecznie suchymi, popękanymi i piekącymi ustami jestem wręcz przewrażliwiona na ich punkcie. Na szczęście (dla nich) trafiam na coraz lepsze kosmetyki i bardzo się z tego cieszę:) Dzisiaj podzielę się z wami opinią na temat mojego najnowszego odkrycia - balsamu z fimy Burt's Bees. Gama produktów jest ogromna, każdy może znaleźć wśród nich smak i zapach dla siebie, wszystkie łączy jedno: są to kosmetyki z 100% naturalne, oparte głównie na wosku pszczelim. Ja jestem szczęśliwą posiadaczką wersji z witaminami i miętą pieprzową. Prezentuje się ona tak:
Jak widać opakowanie jest standardowe (sztyft) i zawiera 4,25 g. Każdy sztyft jest fabrycznie zamknięty.
Balsam jest zupełnie bezbarwny, na ustach pozostawia matowe wykończenie, dobrze współgra ze szminkami i błyszczykami. Jego zapach jest obłędny - świeża, ostra mięta to coś cudownego na lato:) Smak również jest miętowy. Na koniec coś za co go pokochałam: Jedna aplikacja wystarczy na baaardzo długo, produkt nie "zjada się", nie wchłania w usta zbyt szybko, nie spływa i nie ściera się nawet podczas jedzenia i picia, poza tym jest niesamowicie wydajny i prawie w ogóle go nie ubywa z opakowania. Jest twardy i nie topi się w torebce nawet w wysokich temperaturach, sztyft się nie odkształca i cały czas wygląda jak nowy - no cud! :)
Szczerze Wam ten produkt polecam, ja zamierzam go stosować przez całe nadchodzące lato:)
pozdrawiam:)
kreska