środa, 20 lutego 2013



Cześć Wszystkim! :)
Dzisiejszy post poświęcony zostanie kilku niewielkim kosmetycznym rozczarowaniom. Chociaż od jakiegoś czasu zdecydowanie bardziej starannie dobieram kosmetyki, sugeruję się Waszymi opiniami i znanymi wszystkim recenzjami na wizażu, uważniej wczytuję się w składy i obserwuję, co lubi moja skóra, a za czym nie przepada, zdarza mi się zaliczyć zakupową wpadkę. Jak się za chwilę przekonacie zazwyczaj są to (na szczęście) niedrogie drobiazgi, które kupuję skuszona promocyjną ceną lub chęcią przetestowania czegoś nowego.
Na pierwszy ogień pójdzie maseczka z Ziaji:


Jak już pewnie wiecie bardzo lubię maseczki z tej firmy. Działają całkiem nieźle, a kosztują niewiele. Dlatego też bez wahania sięgnęłam po maseczkę różaną. Niestety tym razem się zawiodłam. Maseczka nie zrobiła zupełnie nic. Skóra nie była bardziej nawilżona, zmiękczona, nie było tez negatywnych skutków jak podrażnienie czy przesuszenie. Miała dosyć rzadką konsystencję i się kleiła, poza tym jej zapach mi zupełnie nie odpowiadał, nie miał nic wspólnego z różami, był raczej chemiczny i bardzo intensywny. Nie polecam, bo po co płacić za coś, co nic nie robi? :)

Drugi strzał oddam w stronę maseczki z kolejnej lubianej przeze mnie firmy:


Maski z serii Perfecta są znane i lubiane. Ja stawiam je właściwie na równi z tymi z Ziaji.  Po moim ostatnim odkryciu maseczki bankietowej z Dermiki zaczęłam testować podobne produkty. Tak trafiłam na maseczkę koktajlową S.O.S. Skusiła mnie cena (prawie 5 razy niższa od Nocnego Szaleństwa) i zaintrygowało "24 karatowe złoto". Produkt ma kremowy kolor, gęstą konsystencję i nafaszerowany jest złotymi drobinkami. Po nałożeniu jej na twarz świeciłam się jak ozdoba choinkowa. Poza tym kosmetyk prawie w ogóle się nie wchłaniał i zostawiał na skórze taką...sylikonową warstwę. No i zapach...coś jak trzykrotnie wzmocniony i dodatkowo naperfumowany krem Nivea - czyli zupełnie nie dla mnie. Niestety do Dermiki ta maseczka się nie umywa, daje kiczowaty efekt.

Pozostając w tej samej tematyce, czyi tzw. maseczek bankietowych, ponarzekam również na produkt nieco mniej znanej firmy:



Moja skóra lubi oliwki, przekonałam się o tym już wielokrotnie, dlatego chętnie sięgnełam po oliwkową maseczkę bankietową od Verony Producent zaleca alby produkt nałożyć na twarz, odczekać ok. 10 minut i wykonać makijaż. Tak też zrobiłam. Maseczka ma konsystencję kremu, bardzo ładnie pachnie i wydaje się, że dosyć dobrze się wchłania..no właśnie...wydaje się, bo kiedy zaczęłam nakładać na nią podkład wszystko się paskudnie rolowało, a jego kolor przybrał jakiś dziwny szarawy odcień. Musiałam wszystko zmyć i zacząć od początku. 

Ostatnia nietrafiona maseczka to:


Zakup zupełnie spontaniczny, pod wpływem bardzo korzystnej ceny i w miarę pozytywnych opinii na temat producenta. Mnie ta maseczka zupełnie nie przypadła do gustu ponieważ podobnie jak różana Ziaja nie zrobiła zupełnie nic z moja twarzą, a żeby się o tym przekonać przeszłam męki, ponieważ jej zapach jest niesamowicie intensywny. Przypomina mi bardzo zapach "Angel" T. Muglera - zapach, który jedni kochają, drudzy nie znoszą i ja zdecydowanie zaliczam się do tej drugiej grupy;) 

Na koniec produkt do włosów:


Balsam nawilżająco-regenerujący z firmy Joanna (bez spłukiwania). W przypadku tego kosmetyku (wyjątkowo) zapach jest właściwie jego jedynym atutem...jest bardzo przyjemny. No...może jeszcze opakowanie - bardzo mi się podoba, bo wygląda jak stara butelka z apteki, a ja lubię starocie. Z plusów to tyle. Ten produkt nie robi zupełnie nic, a już na pewno nie nawilża i nie regeneruje włosów, nałożony w nadmiarze może je nawet obciążyć. Jest dosyć rzadki , spływa z rąk i rozchlapuje mi się po łazience kiedy próbuję go wsmarować we włosy.


To niedrogi kosmetyk, ale według mnie dla samego zapachu nie opłaca się go kupować.

To już wszystkie moje "buble" :) Może znacie te produkty? Może u Was się sprawdziły. Jeśli jednak nie miałyście jeszcze z nimi do czynienia, to zachęcam do poszukania czegoś innego;)

pozdrawiam cieplutko :)
kreska








poniedziałek, 18 lutego 2013

"Mieszane uczucia"

Dziś post na temat pewnego niezwykłego dezodorantu:)
Na co dzień używam zazwyczaj dezodorantów w kulce lub w sztyfcie, ponieważ uważam je za bardziej wydajne i łatwiejsze w aplikacji. Nie mam większych problemów z poceniem się, dlatego nie stosuję mocnych antyperspirantów ani tzw. blokerów. Zazwyczaj jedno opakowanie wystarcza mi na kilka miesięcy. Od jakiegoś czasu kilkakrotnie trafiłam w internecie na informacje na temat dezodorantu Crystal - naturalnego produktu w postaci kryształu (występuje również w wersji w kulce). W jednej z drogerii znalazłam ten kosmetyk w nieco mniejszej wersji, za cenę 9.00 zł. Skusiłam się i od tej pory go używam, chociaż niezbyt regularnie. Dlaczego? Hmm..sama nie wiem co o nim myśleć. Producent nam obiecuje:

"Dezodorant w kamieniu: 100% naturalny z soli mineralnych, hipoalergiczny,nieperfumowany, bez barwników, parabenów i soli aluminium. Działa bakteriobójczo, przez co zapobiega powstawaniu nieprzyjemnego zapachu. Nie klei się, nie brudzi ubrań, schnie natychmiast. Idealny dla rodziny!"



Opakowanie jest dosyć poręczne, odkręcane, waga..cóż.. w podróż bym go nie zabrała, a to i tak mniejsza wersja. Kosmetyk rzeczywiście jest zupełnie bezzapachowy i bezbarwny. Jego aplikacja może wydawać się nieco problematyczna, ponieważ przed użyciem należy zwilżyć go wodą lub po prostu stosować na mokre ciało, ale nie jest to szczególnie uciążliwe, zwłaszcza jeśli trzymamy go w łazience. Z tego jednak powodu nie jest to raczej kosmetyk "do torebki". Jego największą zaletą jest wydajność...mam wrażenie, że będę go miała do końca swych dni :D Chociaż...ta zaleta może przerodzić się w wadę jeśli kosmetyk się znudzi lub zapragniemy jakiegoś zapachu:)


Teraz najważniejsza kwestia czyli działanie. I tutaj do akcji wkraczają własnie moje mieszane uczucia:) Czy kosmetyk zabezpiecza przed przykrym zapachem? Tak. Czy działa przez cały dzień? Tak. Nie brudzi ubrań i szybko wysycha? Tak. Niby wszystko w porządku, ale...pomimo tego, że jest to produkt hipoalergiczny, a ja raczej nie mam skłonności do alergii, po zastosowaniu tego kosmetyku moja skóra pod pachami jest podrażniona, miejscami zaczerwieniona, a użycie go zaraz po goleniu jest zupełnie niemożliwe (z Dove czy Nivea nie mam tego problemu) dlatego zaczęłam zastanawiać się nad tą 100% naturalnością tego kosmetyku. Poczekam do lata i sprawdzę jego działanie w bardziej ekstremalnych warunkach, a jeśli się nie sprawdzi...zużyję go do stóp. Jedno jest pewne: cieszę się, że znalazłam tę mniejszą wersję i nie skusiłam sie od razu na standardową wielkość:)

Miałyście tego typu kosmetyki? 
Co o nich sądzicie?

pozdrawiam :)
kreska